środa, 9 kwietnia 2014

ŻYWOT MĘŻCZYZNY 30-LETNIEGO



  Kiedy mężczyzna się żeni, błogi spokój spływa na niego niczym ciepły, wiosenny deszcz. Nareszcie otrzymał konkretną tożsamość i odpowiedni status społeczny. Jest mężem. Złota obrączka uczyniła go człowiekiem zacnym. Wszystkie wcześniejsze epitety odchodzą w niepamięć. Nikt nie nazwie go już kawalerem, singlem, wolnym strzelcem, poławiaczem pereł, czy też samotnym białym żaglem. Nie będzie już chadzał samotnie na wesela i pogrzeby. Minęły nieodwracalnie czasy, kiedy szukał szczęścia w nocnych klubach i na portalach randkowych. Minęły czasy, kiedy sam musiał sobie robić herbatę i opróżniać zmywarkę. Rozpoczyna się słodka idylla. Każdego dnia pełnowartościowe posiłki. Ciepłe. Zbilansowane. Dwudaniowe. Odpowiednie dla krzepkiego mężczyzny, pełnego wigoru. W weekendy pachnący placek z jabłkami i kawa o poranku. Zapach świeżego prania dochodzący z tarasu. Storczyki w oknach zawsze w pełnym rozkwicie. I ona, jak Rusałka przemykająca bezszelestnie po domu. Eteryczna i wiotka, niczym bollywoodzka tancerka kręci pirouetty z obrotowym mopem. Z gracją cyrkowej akrobatki myje okna i rozwiesza firany. Jej perlisty śmiech roznosi się po całym domu, gdy Domestosem szoruje zaśniedziały sedes. Serce rośnie i wszystko inne też, gdy każdego ranka wynurza się spośród fal śnieżnobiałej pościeli, po stokroć piękniejsza niż Wenus z Milo. To jego żona. Prawdziwa Bogini. Ta jedyna i na wieki tylko jemu przeznaczona.
   Tak myślał Tadeusz, gdy za żonę pojął Bogumiłę. Dopiero teraz poczuł się pełnowartościowym mężczyzną. W jej oczach odbijało się wszystko co chciał zobaczyć. Przeglądał się w nich, jak w lustrze i z zadowoleniem kontestował uwielbienie, podziw i chwałę oraz niemy zachwyt wobec wszystkich jego wdzięków i atutów. A miał ich Tadeusz niemało. Przede wszystkim był bardzo męski. Może trochę histeryczny w kryzysowych sytuacjach, ale jednak męski. Był też bardzo inteligentny, gospodarny i zaradny. Bezsprzecznie. Inteligencji nikt mu nie mógł odmówić, zaradności tym bardziej. I na swój męski, kwadratowy sposób był też bardzo przystojny. Słusznego wzrostu i wagi, może nieco przyciężkawej postury, ale tylko w zimowym ubraniu, z szerokim czołem myśliciela i falistym podbródkiem skrzypka, budził zaufanie zwłaszcza w damskich kręgach:



     Trafiło się Bogusi niczym ślepej kurze ziarno. A i Tadeuszowi zwykli mówić ludzie, że żeniąc się z Bogumiłą wygrał los na loterii.
     Niewątpliwie Tadeusz czuł się w małżeństwie spełniony. Uwielbiał wspólne spacery z małżonką. Pełne wrażeń wędrówki po galeriach handlowych. Z wielką atencją słuchał jej dywagacji na temat łamania praw człowieka w Bangladeszu. Autentycznie się wzruszał, gdy całymi dniami ubolewała nad losem dzieci w Somalii i zagrożonej wyginięciem amazońskiej marmozety. Cierpliwie oglądał z nią Taniec z Gwiazdami i słuchał Krystyny Prońko. Chichotał pod nosem wyrozumiale, gdy nie potrafiła zrobić tabelki w Excelu. To wszystko w jej wykonaniu było takie ujmujące, że czasami gdy patrzył jak nieporadnie szarpie się z papierem zaciętym w drukarce, łzy wzruszenia cisnęły mu się do oczu. Mawiał wtedy czule:
- Oj Żabciu, co ty byś beze mnie zrobiła? – A ona wybuchała wtedy tym swoim głośnym, rozbrajającym śmiechem i czasami śmiała się tak długo i szczerze, aż ten śmiech przechodził w ochrypły, iście żabi rechot, od którego zaczynała dusić się gwałtownie i spazmatycznie kasłać. Długo po takim ataku nie mogła dojść do siebie:






    I żyli tak sobie szczęśliwie Tadeusz i Bogumiła. Razem na dobre i złe. I pewnie nadal wiedliby sielskie życie we dwoje, gdyby nie ludzka natura wraz ze wszystkimi jej małostkami i słabościami, odgórnie wpisanymi w człowieczy genotyp.
    Albowiem prawidłem starszym niż laska Mojżesza jest fakt, że człowiek nie potrafi cieszyć się otrzymanym podarunkiem tak samo intensywnie przez całe życie. Jakże pięknie byłoby, gdyby rower otrzymany na komunię wywoływał taką samą radość i euforię zarówno w wieku lat 8, jak i 20 lat później. Jakże pięknie byłoby, gdyby ten rower się nie psuł, nie starzał i nie brzydł.
    I takie samo prawidło niespodziewanie, lecz jakże gwałtownie, poczęło tarmosić duszą biednego Tadeusza, niczym podstępna choroba, której pierwsze symptomy zwyczajnie bagatelizował.
    Otóż Tadeusz, zdawał się na początku nie dostrzegać subtelnych zmian zachodzących w ukochanej małżonce. Coraz częstsze marudzenie poczytywał za ten chwalebny PMS, któremu szczęśliwie przypisać można wszystko, każdą nawet najgorszą kobiecą złośliwość i nieuzasadnione zrzędzenie. Biedna Bogumiła. Te hormony ją zabijały. Zaciskał, więc Tadeusz zęby i pokornie z otwartą przyłbicą przyjmował na siebie kolejne wiadro pomyj, którymi raczyła go nieszczęsna, uwięziona w okowach własnej fizjologii, targana emocjami  małżonka.
   Uwadze Tadeusza przez długi czas umykała również stopniowa, lecz systematyczna degradacja Bogusiowej cielesności. Z sobie jednak właściwym poczuciem humoru układał żartobliwe piosenki na cześć kolejnych, przybywających sukcesywnie podbródków małżonki. Dobrodusznie klepał ją w zadek, gdy desperacko, acz bezskutecznie próbowała wcisnąć się w spodnie z liceum i pieszczotliwie nazywał ją Prosiaczkiem, gdy z pasją pożerała bigos z rondelka.
  Ale kiedyś musiał nadejść moment przebudzenia. I nadszedł ów dzień, w którym ciepły wiosenny deszcz zmienił się w lodowaty strumień i spłynął z ciemnej chmury, zwanej prozą życia, wprost za kołnierz Tadeusza. Ten akt przebudzenia przyszedł pewnego zimowego wieczora i był tym boleśniejszy, że nastąpił nagle i bez ostrzeżenia. Oto pogrążony w lekturze mężczyzna zostaje wyrwany raptem z cudownej literackiej fikcji jednym brutalnym zdaniem:
- Weź te nogi!
Tomasz zabiera. Ale powrót do lektury nie jest już możliwy. Nazbyt się rozproszył. Rozgoryczony obserwuje, jak jego małżonka ślamazarnie froteruje mopem podłogę. Naga prawda dociera do niego ze zdwojoną siłą. O mój Boże! O Gwiazdo Betlejemska, gdzie się podziała ta eteryczna i wiotka Rusałka sprzed lat? Przecież to stworzenie potykające się o mopa, to już nie Rusałka, tylko rosła kobyłka na 2 metry szeroka w kłębie. Ale jak to się stało? Kiedy jego bollywoodzka tancerka przemieniła się w wojownika sumo? Co się stało z  jego Heloizą? Jaki modus operandi musiał zadziałać, by tę onegdaj zwinną akrobatkę zmienić w nalaną, cyrkową fokę?:




    Na dodatek małżonka, jakby nieświadoma upływu lat i spustoszenia jakiego w jej ciele dokonała grawitacja w kooperacji z nadwagą, jeszcze próbowała nieudolnych pirouettów z mopem, jeszcze zarzucała obfitymi biodrami tuż przed zastygłą w przerażeniu fizjonomią Tadeusza, jeszcze próbowała śmiać się z tą samą dziecinną swadą i turlać nago w spranej już pościeli… na próżno. Wszystkie te nieudolne zabiegi Bogumiły tylko potęgowały niechęć Tadeusza, który teraz niczym Kolumb zdawał się odkrywać nieznane tereny, których do tej pory zdawał się w małżonce nie dostrzegać. Te oczy niegdyś takie żywe, figlarne i skrzące się zalotnie, mrugały teraz nerwowo, rozstawione szeroko, jak dwa kierunkowskazy na skroniach. Boże, jak mógł tego jej groteskowego rozstawu ślepi wcześniej nie widzieć? I tej wyzierającej z nich pustki? To już łatwiej byłoby wyczytać czułość i empatię z oczu tołpygi, niż z tych Bogusiowych patrzałek. I ten jej niewydarzony uśmiech. Błazeński nawet na ślubnej fotografii:




    Ponadto, Tadeusz czuł się niezręcznie, gdy żona w przypływie spontanicznej, trochę głupkowatej radości, biegła do niego z drugiego końca pokoju i jakby nie zdając sobie sprawy ze swoich gabarytów wskakiwała na niego z ułańską fantazją, rechocząc dziko, gdy powalony na ziemię tonął w nieprzebranych fałdach jej ciała.
    Toteż gdy w domu gasły już światła, puszczał Tadeusz wodze fantazji i widział siebie znowu jako kawalera brylującego w towarzystwie… uwodzicielskiego… roztaczającego czar i nieziemski urok, który sprawiał, że kobietom na jego widok miękły kolana. Widział, jak na pytanie o stan cywilny, rzuca od niechcenia z szelmowskim uśmiechem: „ Ja? Ja jestem wolny…”. I wtedy spoglądał wyzywająco oczami wyobraźni na swoją piękną rozmówczynię, w taki sposób, by wiedziała, że ma zielone światło i mrugając do niej zalotnie zdawał się mówić : „ A zatem czyń Dziewko swoją powinność! ”. A kiedy pląsał już szczęśliwy w objęciach smukłej Afrodyty, biegał z nią po łąkach, pluskał się w falach Bałtyku, robił wianki ze stokrotek i brzdąkał na gitarze… :




…wtedy często budził się z krzykiem, nie mogąc złapać tchu. I brutalna rzeczywistość odzierała go ze złudzeń. Oto leżał zakleszczony, jak ranne zwierzę w pułapce, opasany szczelnie serdelkowatymi racicami Bogusi:





    Dusił się Tadeusz dosłownie i w przenośni. Jednocześnie, stopniowo dojrzewała w nim myśl, by położyć kres tej farsie i ponownie zacząć żyć pełnią życia obok kobiety, przy której poczuje się znowu szczęśliwy. A kiedy to postanowienie już w nim dojrzało i nabrało koloru purpury, wybuchł Tadeusz pewnego dnia, widząc jak Bogusia wrzuca do pralki brudne majtki razem z kuchennymi ściereczkami. Bez ogródek obwieścił jej wtedy,… iż odchodzi. Nie mógł go już zatrzymać, ani jej lament, ani solenna obietnica poprawy, ani żarliwe zapewnienie o dozgonnej miłości, bowiem decyzja w głowie Tadeusza zapadła już dawno.
   Tadek nie musiał długo czekać, by wyśniony scenariusz wcielić w życie. Jego sen bardzo szybko się ziścił, a nowa wybranka o przecudnym imieniu Odeta, w każdej materii biła swoją poprzedniczkę na głowę. Oprócz tego, że nawet tuż po przebudzeniu wyglądała jak milion dolarów, to jeszcze była bystra, jak górski potok. Szybko przejęła w domu pałeczkę i w niedługim czasie nie musiał się już Tadeusz zamartwiać robieniem opłat, oszczędzaniem, lokatami, ani nawet bieżącymi naprawami:




   Ten zgnębiony mężczyzna wreszcie odżył. Czuł się jak młody chłopiec, który morze ma jeszcze po kolana. Ona była jak gejzer, z którego czerpał energię do życia. Jej witalność i wyjątkowa uroda całkowicie wypełniały przestrzeń, z której zachłannie czerpał garściami. Karmiła go solidnie, ale z głową. Bardzo często wypiekała bułeczki, hojnie nadmuchane powietrzem. Rozmawiał z nią o wszystkim i o niczym, nawet o aborygeńskich pisarzach.
   I tak mijały dni, miesiące i lata. Aż pewnego dnia Tadeusz zaczął uważniej przyglądać się swojej Odecie. I znowu to samo prawidło, jak potężny wstrząs sejsmiczny, zachwiało poukładanym życiem Tadeusza. Czy jemu się zdaje, czy na nogach Odety pojawiły się pierwsze żylaki? I broda jakoś jej się tak wyciągnęła do przodu. Kiedyś przecież nie przypominała zgryźliwej czarownicy. I kiedy te kolana takie jej się zrobiły szpotawe? Nie mówiąc o tym, że na jej usta co chwilę wypełza nerwowy grymas, uzewnętrzniając całą jej rozedrganą i neurotyczną naturę:





    Jakby tego był mało, Odeta niczym Nemezis stale wymierza mężowi sprawiedliwość. Postne potrawy są karą, natomiast schabowy oznaką najwyższej łaski. O losie!
    I jak zawsze, gdy rzeczywistość okazywała się rozczarowaniem, szukał Tadeusz wytchnienia w swoich fantazjach. Wtedy to częściej niż zwykle, ze zwiniętą w trąbkę gazetą,  kierował swe kroki ku jedynemu w domu ustronnemu miejscu, które na krótki czas stawało się jego azylem. Jak lunatyk podążał… ku toalecie. Darzył to miejsce niezwykłym sentymentem. To tu oddawał się marzeniom. To tutaj, tylko sam na sam ze sobą, czuł znowu posmak wolności.
   Tego ranka również, zaraz po obfitym śniadaniu, niemal na oślep ruszył w kierunku swego zacisza. Rozsiadł się wygodnie na sedesie, zrelaksowany przyjął właściwą pozycję i zatopił wzrok w gazecie, ale nie zdążył jeszcze rozczytać się w tytułach, gdy nagle zobaczył przed sobą obcego mężczyznę. Podtatusiały jegomość z tłustą grzywą zapożyczoną z tylnej partii głowy na rzecz przedniej, człek o wielce kontrowersyjnej urodzie misia koali:





 …przyglądał się Tadeuszowi w niemym rozdziawieniu, czyniąc bezcennym moment opróżniania jelit. Nie od razu dotarło do biednego Tadzika, że jego nikczemna Nemezis, w swojej złośliwości, zawiesiła lustro vis à vis klozetu. I teraz, niczym Bazyliszek zaskoczony swoim odbiciem, zastygł w bezruchu i z niedowierzaniem odbicie to kontemplował. Czy to naprawdę on? Ten zgnuśniały okularnik w białych skarpetach i rozdeptanych kapciach o fizjonomii zaspanego gryzonia, to ten sam który rzucał na kolana wszystkie łanie na salonach? Gdzie jego falująca grzywa? Gdzie ulotnił się magnetyczny czar jego oczu? Gdzie szelmowski uśmiech? Skąd te obwisłe policzki i wieprzowe podgardle? :



   O zgrozo, kiedy to się porobiło? On, mężczyzna trzydziestoparoletni, w wieku reprodukcyjnym, zdolny jeszcze powołać do życia całe zastępy Tadeuszków ( choć do tej pory, nie wiedzieć dlaczego, myśl o potomku napawała go lękiem):





…teraz sam mógłby uchodzić za własnego ojca. Stanąwszy oko w oko ze wszystkimi swoimi słabościami, tak bardzo ludzki, z bezlitośnie oskalpowanym ego, począł Tadeusz chlipać jak dziecko. Całym jego zwalistym ciałem wstrząsały spazmy histerycznego szlochu, który stopniowo przeradzał się w rozdzierający krzyk. I naraz poczuł ten rosły mężczyzna, że zaczyna się dusić i niczym wyrzucony na brzeg wieloryb rozpaczliwie walczył o ostatni oddech.
- Tadeusz! Tadeusz! – donośny kobiecy głos dochodził do niego jakby z zaświatów. Czyjaś krzepka dłoń klepała go gorliwie po policzku. Powoli otwierał oczy. Jego oddech się uspokajał.
- Bogumiła?! – krzyknął z niedowierzaniem na widok tak dobrze znajomych, wlepionych w niego z oddaniem, dwóch mrugających nerwowo kierunkowskazów. Znowu tkwił zakleszczony między jej masywnymi członkami, ale już się nie miotał. Po raz pierwszy od lat wydała mu się mała i lekka jak koliber.
  Bogumiła! Bogumiła! Więc to tylko zły sen? To tylko zły sen? – pytał z niedowierzaniem Tadeusz.
- Tak Pączku! Wrzeszczałeś całą noc, jak opętany, musiałam cię obudzić. Oj i widzisz Tadziu, co ty byś beze mnie zrobił? – powiedziała Bogusia i zarechotała głośno i chrapliwe, a w przypływie dzikiej radości jęła wierzgać na łóżku, jak młoda klacz:






   Ten śmiech po raz pierwszy nie kojarzył się Tadeuszowi z rżeniem chorej szkapy. Brzmiał raczej dźwięcznie, jakby jakiś wirtuoz przeciągnął smukłym palcem po harfie. I przede wszystkim był swojski. A Tadeusz, choć trochę jeszcze spocony ze strachu, ale póki co szczęśliwy, fiknął podwójnego koziołka i w swojej starej, flanelowej piżamie zatańczył przed małżonką ogniste bolero z przytupem:











*Wszystkie zdjęcia pochodzą z internetu